Od rymowania pod rytm wystukiwany na poręczy po bitwy transmitowane online, czyli historia poznańskiego freestyle’u…
Polski freestyle na przestrzeni lat zmienił się diametralnie. Możemy zaobserwować to śledząc także bitwy na rymy w poszczególnych miastach. Odezwałem się do przedstawicieli różnych pokoleń z Poznania, aby opowiedzieli mi, jak walczyło się na rymy w latach 90., na początku lat 2000. i jak wygląda to dzisiaj. Rozłożyłem historię poznańskiego wolnego stylu na trzy okresy – lata 1998 – 2005, lata 2006 – 2014 oraz 2014-2023. W tej części zapraszamy do okresu od ’06 do ’14, a początek tej historii znajdziecie w tym miejscu. Zapraszam do lektury!
Bitwa o Bema
W 2007 roku nie odbywała się praktycznie żadna lokalna bitwa. Zauważył to Lubawek – hiphopowy aktywista, który napisał o tym na forum na nieistniejącym już portalu poznanhiphop.pl. Wpisało się kilka osób, które zaproponowało miejsce i konkretny termin możliwej ustawki – w ten sposób powstało coś z niczego. W organizacji pierwsze skrzypce grała Kada, czyli redaktorka naczelna wspomnianego portalu.
Bema to kultowe targowisko na poznańskiej Wildzie. W latach 90. można tam było kupić m.in. 10 gier sportowych na jednej płycie w cenie 30 złotych. Jak się okazało, równie dobrze można było tam wyzywać się na rymy. „To była pierwsza tak duża bitwa w plenerze. Uważam, że to było coś wspaniałego, coś jak hołd dla korzeni naszej kultury” – mówi Alfred.
Na debiutancką Bitwę o Bema przyszło kilkunastu obserwatorów i zaledwie 4 zawodników – Kojot, Binek, WWT i Enrikle. Wygrał ten ostatni. Jak to wszystko wspomina? “Freestyle był dla mnie przede wszystkim okazją do tego, żeby podrzeć mordę po pijaku. Rymowałem na wolno od mniej więcej 2004, zainspirowany chyba przede wszystkim WBW. Jednak nie oszukujmy się – wtedy lokalny freestyle nie przypominał bitew w stylu Edzio-Filipek. Bardziej przypominał zabawę, podczas której wszyscy cieszyli się, kiedy wyszedł jakiś rym. Faktycznie – była z tego straszna frajda”.
Bitwa o Bema stała się cykliczną imprezą – hiphopowa społeczność regularnie spotykała się za straganami, aby rymować do butelek. Cała impreza rozwijała się z edycji na edycję – zarówno pod względem poziomu bitew, jak i spraw technicznych. W latach 2008-2009 odbyło się ponad 20 ustawek. Najczęściej zwyciężał Jotka, który pierwszy raz pojawił się na drugiej edycji. Oto jego wspomnienia:
“Gdybym miał określić jednym słowem to, co działo się na Bema, powiedziałbym: zajawka. A właściwie ZAJAWKA przez wielkie Z. Łączyła nas wspólna pasja, chcieliśmy po prostu rymować. Nie było tam mikrofonów ani sceny. Nie było wtedy nawet głośników przenośnych na takim poziomie jak dziś. Bity leciały z komórki lub samochodu. Był moment, kiedy Wojtas – który pracował wtedy jako kurier w UPS – podjeżdżał busem i podłączaliśmy się pod zapalniczkę samochodu sprzętem”.
“To, co podobało mi sie na Bema, a czego często nie ma teraz, to nieco większy luz wśród zawodników. Walczyliśmy jedynie o sławę wśród naszych pięciu kolegów oraz o honor, więc nikt się szczególnie spinał na zwycięstwo. Nikt nie traktował tego jako poważnego sportu, bitwy nie były nagrywane, nikt nie obawiał się, że zrobi z siebie pajaca, bo czym innym jest freestyle na żywo, a czym innym, kiedy ogląda się kompilacje wejść na TikToku”. – mówi Enrikle.
Jotka podkreśla również, że Bitwa o Bema była miejscem, w którym poznało się mnóstwo osób – z niektórymi z nich ma kontakt do dziś. Z tych spotkań powstało również bardzo dużo współprac muzycznych – Bema regularnie odwiedzali m.in. Kada, Hubert Tas, Arbak, Fido, Przemek Bros, Ghost ze Swarzędza, RoksOne lub Joterpe. W pewnym momencie, na Bema pojawiało się nawet około 100 osób, w tym wielu raperów i producentów.
Najczęściej zwyciężał Jotka – jeśli nie wygrywał on, robili to Enrikle lub Qest. Dwa zwycięstwa na swoje konto zapisał również Fido. Oto jak rywalizację wspomina Jotka: “Enrikle był najbardziej wymagającym rywalem, potrafiącym po mistrzowsku sprowadzić tezy do absurdu i bawić nas swoimi punchlineami do łez”.
“Jotka był najlepszy, jeśli chodzi o umiejętność szybkiego myślenia. Świetnie rozkminiał tematy, a należy podkreślić, że w tamtych czasach każdy z nas brzydził się pisankami. Największy potencjał miał Qest, który pokazał się pozytywnie podczas Bitwy o Kemp – nie dość, że był błyskotliwy, to naprawdę umiał rapować. Dodatkowym plusem moich rywali było to, że najczęściej byli bardziej trzeźwi ode mnie” – komplementuje Enrikle.
Przede wszystkim lokalne bitwy
Reprezentanci Bitwy o Bema pojawiali się również na kilku bitwach, które odbywały się, jak wspomina Jotka: “w bardziej cywilizowanych warunkach”. Były to m.in. Juwenalia, otwarcie skateparku w Murowanej Goślinie lub bitwa w Rapporcie. Niestety, Poznaniacy nie jeździli na bitwy ogólnokrajowe. Po latach Jotka tego żałuje: “Byliśmy w Gdańsku, gdzie zapłaciliśmy frycowe i odpadliśmy w elimkach. Dużo lepiej wypadliśmy w Zielonej Górze, gdzie do drabinki awansowaliśmy ja i Qest. Pamiętam jak po mojej walce z Czeskim (wygrał całą bitwę) jurorzy dopytywali jeszcze raz publiczność o hałas, a dogrywka wisiała w powietrzu. Myślę, że gdybyśmy wtedy pojeździli nieco więcej, Polska usłyszałaby o poznańskich freestyle’owcach. Niestety na więcej bitew nie pojechaliśmy i tak to się wszystko rozeszło”.
Z czasem zajawka opadała i na Bema pojawiało się coraz mniej osób. Wpływ na to mogło mieć “zmęczenie materiału” – bitwy odbywały się zbyt często. Co więcej, imprezy przerywała policja, która rozdawała mandaty za hałas i alkohol. Chwilę później odbyło się również kilka edycji Bitwy o Grunwald, na których startowali m.in. KMC, Głova lub Profesor Smok. Panował tam podobny klimat jak na Bema. Jednak na jakiś czas wszystko ucichło.
Bitwy w Be4
Wszystko zmieniło się w 2010 roku dzięki Bartoszowi “Ipponowi”, który wspomina to w ten sposób: “Brakowało mi w Poznaniu typowo hip-hopowego klubu, w którym regularnie odbywałyby się koncerty, bitwy freestyle’owe i beatboxowe, imprezy open mic lub zawody breakdance. W 2010 roku dostałem propozycję poprowadzenia małego klubu, czy może bardziej pubu na rondzie Rataje. Od razu postanowiłem, że zrobię wszystko co w mojej mocy, by uczynić to miejsce przyjaznym dla hip-hopowych artystów. W krótkim czasie udało mi się zorganizować kilka pierwszych koncertów, a następnie cykl bitew freestylowych i beatboxowych, na których pojawiało się coraz więcej ludzi. Swoje apogeum klub osiągnął w momencie, gdy na czarne czwartki przychodziło do tego malutkiego klubu więcej osób niż do BlueNote’a. Z biegiem czasu udało się nawiązać współpracę z kilkoma skateshopami oraz z firmą Stoprocent, które stały się sponsorem naszych imprez. Od tego czasu nagrodami stały się bony i ciuchy a nie tylko piwko czy flaszka na barze”.
Poziom wolnego stylu był bardzo zróżnicowany – sama idea zakładała możliwość udziału absolutnie każdemu. Ippon wspomina to w ten sposób: “Zdarzały się oczywiście perełki jak Kapsel PN, Embi czy Enrikle, którzy wygrywali bitwy dość regularnie, jednak głównym celem była dobra zabawa i spędzenie czasu w gronie osób, które kochają hip-hop. Właściwie nikt nie spinał się na wygraną. Bitwy prowadzone były z reguły systemem pucharowym, a o tym, kto wygrywa decydowała rycząca publika. Zdarzały się także oficjalne bitwy, w których obowiązywały zapisy, a w jury zasiadali poznańscy raperzy jak np. Rafi i Ramona”.
Bitwa freestyle w klubie Be4
Co ciekawe, to właśnie w tym klubie mieszkańcy Poznania pierwszy raz mogli usłyszeć Feranzo. Chorzowianina, którzy przez kilka lat mieszkał w stolicy Wielkopolski. W latach 2010-2014 w Poznaniu zdecydowanie najczęściej wygrywał jednak KapselPN – przez jakiś czas praktycznie nie miał konkurencji. Poza nim mocni byli Kanar z Konina oraz Mishaek z Głogowa, którzy czasami odwiedzali Poznań. To zawodnicy, którzy zajmowali wysokie miejsca podczas Bitew o Koziołki, organizowanych przez ówczesny Blender Art.
Koziołki z mocnymi ksywkami
Bitwa o Koziołki była pierwszą bitwą w Poznaniu, na którą przyjeżdżało sporo uzdolnionych zawodników z różnych części kraju – na późniejszych edycjach startowali tu m.in. młodzi Milu, Filipek, Oset, Toczek lub Babinci, który przeprowadził się do Poznania z Płocka. Jak wspomina to KMC, jeden z organizatorów wydarzenia?
„We freestyle’owym Poznaniu w pewnym momencie zrobiło się smutno. Bitwa o Bema umarła i przez jakiś czas pozostawała po niej luka. A że natura nie lubi próżni, to można się było spodziewać, że w końcu coś ją zapełni. Tak powstała Bitwa o Koziołki, której pomysłodawcą był Głova. Pierwsza edycja odbyła się 11 lutego 2012. Chwilę później powstał Blender Art (obecnie Blenderrap.pl) i druga edycja Bitwy o Koziołki odbyła się już pod tym szyldem na grubasie. Byli zawodnicy z całej Polski, m.in. GML, Szyderca, Filipek, Mishaek czy Feranzo, a w jury zasiedli Kada, Prof i Alfred. Nowością były też nagrody, których nie było chociażby na BoB czy Bitwach pod Grunwaldem – hajc, bony na tatuaże, ciuchy od Blety i nagrywki w Feb Studio. Z roku na rok bitwa się rozwijała ,nagrody były coraz atrakcyjniejsze, a poziom coraz wyższy. Udało się też poszerzyć ją o beatbox, taniec czy malowanie, a wśród jurorów pojawili się tacy ludzie jak Theodor, Gospel, 3-6 czy Milu. W kategorii beatbox z kolei mieliśmy okazję gościć w jury samego Sota ze słynnego skitu Paktofoniki. Mało kto również wie, że Bitwa o Koziołki miała siostrzaną wersję, czyli Wanna Beef. W jej ramach zorganizowaliśmy pierwsze w Polsce rap battle, czyli walki na napisane wcześniej teksty. Progres był widoczny cały czas i na pewno maksymalny potencjał naszego przedsięwzięcia nie został osiągnięty. Dlaczego? Odpowiedź jest prozaiczna – dorosłość. Organizacja eventów zajmowała sporo czasu, chcąc przyciągnąć jak najwięcej ludzi, ładowaliśmy większość siana w nagrody i kozackich jurorów, często wychodząc finansowo w zasadzie na zero. Zajawką niestety na czynsz się nie zarobi i lodówki nie zapełni. Był to też czas, kiedy Blender Art zaczynał powoli przekształcać się w blenderrap.pl, czyli portal informacyjny, którym jest do dziś”.
Feranzo i sukcesy poza Poznaniem
Od czasu Vito WS i 2004 roku nikt z Poznania nie wybił się poza granicami Wielkopolski. Zrobił to dopiero Feranzo w 2013. Jak sam wspomina: “Niestety bitwy w Poznaniu odbywały się tak rzadko, że trzeba było ruszać dupę poza miasto… Pierwszy raz wyszedłem na scenę w Łodzi na jakiejś Juwenaliowej bitwie w 2011 roku. Startowały tam takie persony jak Solar, Oset, Bonez czy Kopek. Wystartowałem z mocną wiarą w to, że i tak pewnie chuj z tego będzie. Jak powiedziałem, tak zrobiłem – udało mi się odpaść w eliminacjach, następnie odpaść po przedawkowaniu ciepłej wódki parkowej. Później obijałem się kilka razy o eliminacje eliminacji WBW w 2011 roku, bez sukcesów. W 2012 zacząłem przechodzić eliminacje i z tego roku najmilej wspominam Bitwę o Euro w Warszawie, gdzie zająłem 2 miejsce. Poznałem tam osobnika o ksywie Multi Człowiek Melanż. Ksywa ta nie wzięła się z przypadku. W tym samym roku spotkałem Multiego na bitwie w Bydgoszczy i piliśmy absynt. Skutek? W pierwszej walce byłem tak zacietrzewiony, że w drugim wejściu nawinąłem słowo w słowo to co w pierwszym. Kto by się tam przejmował. Pod koniec 2012 pierwszy raz wygrałem bitwę (Gorzów Wlkp) i to było dobre zakończenie roku. 2013 był moim najlepszym rokiem jeśli chodzi o freestyle. Wygrałem kilkanaście bitew i spełniłem marzenie, które jeszcze rok wcześniej wydawało się nierealne, czyli awansowałem do finału WBW2013. Jest to tym większy sukces, że na wszystkich eliminacjach byłem najebany jak dzik, więc nie mam pojęcia jak to się stało. Przed finałem się opanowałem i podszedłem do tematu na trzeźwo. Wyjście z grupy było blisko, dogrywka przegrana o włos. A po WBW? Motywacja, zajawka opadły i przestałem jeździć. Z poważnych bitew później wystartowałem na Bitwie o Pitos w 2015 i tyle”.
ERA PFL
Feranzo opowiada, że kiedy zaczynał nawijać, bitew w Poznaniu było bardzo mało, a zawodników jeszcze mniej. W 2014/2015 roku nastąpił przełom i nastała era PFL’a (Poznań Freestyle League). “Wcześniej w Poznaniu nikomu nie udało się wypłynąć szerzej na ogólnopolską skalę, a teraz? Quesh jest finalistą WBW, gdzie dotarł aż do półfinału. Jaskier podbił serca fanów „jasnym chujem”. Bartas rozwalił PFLa czterokrotnie, pokazując kozacki poziom. Rafi wygrał kilka bitew rzucając killerami na prawo i lewo, a później sobie rozwalił Quebonafide. Manu obecnie jest w topce freestyle’owców w tym kraju. Jeśli chcielibyśmy porównywać poziom w poznańskim free pomiędzy 2013 a 2023 to dziękuję, można się rozejść. Mimo wszystko i tak wspominam ten czas z nostalgią, bo klimat był niepodrabialny. Tak jak dzisiejszy klimat dla dzisiejszych nawijaczy. Bo każde pokolenie ma własny czas!” – mówi Feri.
O historii PFL przeczytacie w ostatniej części naszego artykułu już za tydzień!
Przypominamy także, dostępną pod tym linkiem, część pierwszą.
Autor: Jakub Sommerfeld – www.facebook.com/jakubsommerfeldautor)
(Fot. główna – autor: Krampikowski)