Rapowa scena nosi niezliczone ilości imprezowych numerów, podbijanych zdartym głosem na obficie zakrapianych melanżach. Najnowszy singiel Kadeta Szewczyka, „Imprezowe kawałki”, proponuje jednak inne, bardziej krytyczne spojrzenie na nie.
Jeśli siedzisz w polskim rapie naprawdę głęboko to na pytanie o melanżowe kawałki zaczynasz strzelać jak z kałacha niekończącą się liczbą tytułów. Każdy chyba zna „Drin za drinem”, „Wychylylybymy”, „W 3 dupy”, „Tam i z powrotem”, „Grubą imprę z Rysiem” czy „Napiłbym się z Tobą wódki dziś”. A to tylko kropla w morzu… polskich, rapowych alkokawałków.
Najnowszy numer z albumu „Fiksum Dyrdum”, zatytułowany „Imprezowe kawałki”, przynosi nam refleksję nad melanżowymi szlagierami. Na wyprodukowanym przez siebie bicie, Kadet Szewczyk zmienia perspektywę i zamiast dołączyć się do beztroskich swawoli i okrzyków z flaszką w ręce, z perspektywy bocznej spogląda i analizuje sytuację. Przy okazji, zadaje 3 pytania:
„Co właściwie piosenki “do picia” wnoszą do życia słuchaczy?
Dlaczego wciąż pisze się teksty o imprezowaniu?
Dlaczego melanżowe szlagiery mogą nam namieszać w głowie?„